Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pozach malował się przymus i niesmak. Czuć było, że między dwoma obecnemi osobami rodziła się głucha niechęć. Dwoje ludzi stawało naprzeciw siebie w roli zaczepnej, był to przedświt wielkiej nieprzyjaźni, może nienawiści.
Skończyła się wizyta, pan Graba pożegnał gospodynię domu, która podała mu końce dwóch palców i wyszedł z Toziem i Stanisławem.
Po wyjściu mężczyzn, Celina usiadła na kozetce i zamyśliła się.
— Kareta gotowa, — rzekła Komorowska wchodząc, — kazałam założyć konie, gdy goście byli. Niech pani już jedzie, bo będzie późno na wizyty.
— Nie pojadę już, moja Komorosiu, — rzekła Celina, odejmując rękę od oczów.
— Chryste Panie! a toż dla czego?
— Tak, smutno mi jakoś bardzo. Każ konie odłożyć.
— Panie Boże! czy stało się co nowego?
— Nie, nic, moja Komorosiu! niepodobał mi się strasznie pan Graba, czuję, że będzie jeszcze bardziej odciągał Stasia odemnie. Nie cierpię go!
— Bo też pan, Boże odpuść, zawsze szczególnych towarzyszów dobiera.
Tego dnia wieczorem gwarno było w mieszkaniu państwa Klońskich. Z dziesięciu młodych ludzi przechadzało się po salonach według przyjętego między złotą młodzieżą zwyczaju, mówiąc o koniach, karetach, polowaniach, restauracjach i teatrach. O kobietach nie mówili, bo w małym gabineciku przylegającym do bawialnego salonu, siedziała gospodyni domu i mogła słyszeć ich rozmowę. Nad wszystkiemi głosami górował głos pana Graby, wszyscy milczeli, gdy on mówił lub opowiadał o czem, albo śmieli się z jego dowcipów i wołali: brawo Graba! Wszyscy pytali go o zdanie w każdej