Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 070.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w złote galony i guzy. Stary jakiś miłośnik heraldyki mieszkający na ulicy Nadrzecznej, wysadził z otwartego okna całą głowę, aby się dobrze przejrzeć świetnemu lokajowi i dojrzał na guzach herb Ślepowrona z podkową.
W każdym domu wszystkie okna były pootwierane, a w każdem oknie była jakaś głowa, a czasami dwie lub trzy.
I wszystkie te głowy i wszystkie w tych głowach osadzone oczy obracały się za mijającym domostwa lokajem w botfortach i na wszystkich ustach zawisło niewypowiedziane, bo razem z oddechem wstrzymane pytanie: „dokąd on idzie?“
Mieszkańcy Nadrzecznej ulicy, byli bez wyjątku ludźmi bardzo miernej zamożności, lokaj więc w bogatej liberji był dla nich zjawiskiem, tak jak panowie wytwornie ubrani i w cylindrach na głowie.
Tymczasem lokaj nie oglądając się ani na lewo ani na prawo, ale z nosem podniesionym prostopadle do góry i z tą impertynencką butą lokajską, cechującą służbę w bogatych domach, zbliżył się do bramki zamykającej ogródek zielonego domku, otworzył ją, wszedł do ogródka i zniknął przed oczami patrzących, którzy ze zdumieniem pytali siebie, po co ten lokaj w bogatej liberji poszedł do starego Wigdera?
Na progu sieni siedziała Chaita; robiła czarną pończochę, kiedy niekiedy pomrukując z cicha jakieś niezrozumiałe żydowskie słowa. Naprzeciw niej na trawie siedział wielki kot pstrokaty i z niezachwianą uwagą przyglądał się zmrużonemi oczami ruszającym się drutom żydówki. Cisza zupełna panowała w mieszkaniu Wigdera.
Nagle Chaita podniosła głowę, upuściła na kolana pończochę i tak otworzyła usta, że można było w nich porachować kilka pozostałych, żółtych zębów. Przed nią stał lokaj w zielonej liberji.
— Czy tu jest mieszkanie żyda Wigdera? — zapytał