Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 041.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

padającym idę, a w chacie!... Chryste!.. miejsce po bracie jedynym już zastygło, żonka jego już po drugich weselnych godach; tylko sierotka mały mnie spotyka i tuli się do opiekuna jedynego, który mu na tym świecie pozostał! A odmalowawszy w słowach przejmujących swój zawód miłosny, zakończony dziewięcioletnią chorobą, mówi Anzelm o swojem wskrześnięciu, choć niezupełnem, pod hasłem: „Siły do kupy ściśnij, na biedę oczy zmruż i rzuć ją pod nogi, ażeby woli Boskiej nie sprzeciwiać się i marnie nie ginąć.“
I dźwignął się. Wyhodował Janka sierotę na dzielnego hożego młodzieńca, który siłą i zdrowiem i zręcznością wszystkich wokół przewyższał. Ukazała go nam autorka w całej krasie młodości, jakby jakiego bohatera greckiego, kiedy „trzęsący się i podskakujący wóz, którym, stojąc kierował“ nie mógł zmącić ani na chwilę jego prostych i wyniosłych linii, kiedy „niedbale w ogromnych rękach trzymając lejce i nie odwracając twarzy ku wiezionym przez się kobietom, odpowiadał wesoło na ich pytania i przycinki, a czasem męzki śmiech swój łączył z chórem cienkich piskliwych śmiechów dziewcząt.“
Takim go ujrzała kuzynka p. Korczyńskiego, dwudziestokilkoletnia panna Justyna, „uosobienie piękności kobiecej, zdrowej i silnej, lecz trochę dumnej i chmurnej“, a ujrzała w chwili, gdy bolesne przypomnienie lat niedawnych gryzącą troskę na nowo do jej duszy wsączyło, zmęczeniem i goryczą ją napełniając. Spotykała go potem nie raz, a zawsze w najkorzystniejszych dla niego warunkach; widziała w nim zdrowie i pracowitość, porządek, rozum naturalny, rozwinięty własnem rozmyślaniem i naukami Anzelma, szlachetność i delikatność uczuć. Wszystko, co ją w domu otaczało, przejmując ją coraz większem zniechęceniem, kłoniło ją ku temu młodzieńcowi, na którego ręku śmiało i bez obawy zawodu oprzeć się mogła. Najprzód upokarzające jej dumę, stanowisko rezydentki u krewnego, gdzie nie ma żadnego wyraźnego zajęcia, gdzie ojciec jej, safanduła, smakosz i maniak, był przedmiotem dotkliwych żartów, nieodczuwając ich nawet, pobudzała ją do szukania jakiegoś wyjścia ze wstrętnej zależności. O zamążpójściu w sferze obywatelskiej marzyć przestała, gdy zdenerwowany Zygmunt Korczyński, rozkochawszy ją, opuścił potem dla połatania fortuny bogatym ożenkiem. Widok rozdelikaconej, drżącej, niemogącej o własnej sile stąpać żony Benedykta Korczyńskiego, — potrzebującej ciągłych leków na globus hystericus i lektury francuzkiej, albo grzeczności zalotnej, — oraz jej lektoria, Tereni, udającej zawsze młodą i powiewną, a marzącej o przygodach romansowych, budził odrazę w jej zdrowej naturze, gdy sobie pomyślała, że i ona kiedyś zgnije w tej atmosferze przesiąkłej apteką, perfumami i lubieżnemi westchnieniami. Los Marty, także kuzynki Korczyńskiego, która, pokochawszy Anzelma, zlękła się pracy i zmiany położenia towarzyskiego, a teraz zeszła na kaszlącą, gderliwą pod względem estetycznym i umysłowym całkiem zgrubiałą klucznicę, był dla niej smutną, ciągle na oczach będącą przestrogą.
O jakiejś pracy samodzielnej myśleć nie mogła, bo jej wykształcenie, zasadzające się na mówieniu po francuzku i grze na fortepia-