Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 038.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przypadkowe zapoznanie się z Franką, służącą w poblizkiej nad Niemnem willi, zmieniło jego postanowienie. Była to dziewczyna lekkomyślna, o gwałtownych, namiętnych popędach, samowolna, lekceważąca przepisy religijne, ale szczera — nie kłamała nigdy. Opowiedziała mu otwarcie swoje wietrzne życie, i nietylko go tem nie zraziła, lecz owszem pociągnęła. Poczuł dla niej naprzód litość, a potem miłość; chciał wyratować jej duszę, oczyścić z grzechu, na drogę życia cnotliwego wyprowadzić. Mogąc uwieść dziewczynę, nie pomyślał o tem nawet, karcił sam siebie za mimowolne pod wpływem namiętności ku niej lgnięcie.
Franka, której smakowała nowość i zmiana, zgodziła się zostać jego żoną, kochała go nawet z początku namiętnie. Paweł, pomimo przestróg starej Awdoci, chciał na Frankę oddziaływać łagodnością, pozwalał jej w domu wysypiać się, sam zazwyczaj w piecu palił, jeść gotował, krowy doił, wodę nosił. A że Franka czytać umiała, prosił ją, żeby go tej sztuki nauczyła, i z nadzwyczajną pokorą a wytrwałością znosił opryskliwość swej żony, która się małą jego pojętnością w sprawie poznawania liter gorszyła. Pot lał mu się z czoła, dłonie w pięść się zaciskały, a on z najwyższem natężeniem umysłu wpatrywał się w czarne znaczki, iżby ich nazwę i dźwięk zapamiętać. Jednostajne, ciche, spokojne przywiązanie Pawła zaczęło nużyć ognistą Frankę: pragnęła znów zmiany; najlepiej lubiła ukradkowe o miejskich zabawach i figlach rozmowy z żebraczką Marcelką, która przeszła już przez piekło życia i chętnie wracała myślą do świetnych swych czasów. Temi rozmowami podbudzona, opuściła dom męża. Paweł nie dozwolił jej ścigać, powiadał, że poszła do familii za jego pozwoleniem, a sam, osmutniały jeszcze bardziej niż dawniej, polubił samotność i z niezmordowaną wytrwałością, ćwiczył się w czytaniu na książce nabożnej, którą Franka pozostawiła. Po kilku latach powróciła do męża wietrznica, zbiedzona, schorowana, z paroletnim synkiem. Paweł nie robił jej wymówek, przyjął do domu, pozwolił jej być gospodynią jak dawniej; tylko do poprawy tej użył teraz przymusu do pracy, już robót domowych za nią nie wykonywał i wodę jedynie z rzeki nosił, gdyż robotę taką za zbyt ciężką dla schorowanej uważał. Przez czas jakiś Franka zdawała się głęboko odczuwać dobroć męża, ale potem gwałtowny temperament przemógł. Zaczęła się zalecać do młodego parobczaka, krewniaka Pawłowego. Dowiedziawszy się o rozpuście żony, Paweł, w którego piersi szalała burza gniewu i miłosnej zazdrości, pierwszy raz posłuchał Awdoci: użył pięści, potem „z izby wyszedł ze strugami potu na czole, chatę okrążył i, do tylnej jej ściany czoło przycisnąwszy, płaczem ryknął.“ Odtąd jeszcze kilkakrotnie biciem próbował wygnać złe popędy; ale te cięgi, wymierzane przez „Chama,“ jak Franka męża swego nazywała, do wściekłości ją doprowadzały, a gdy ów młody parobczak nią wzgardził, postanowiła się pomścić otruciem.... Pawła. Szczęściem Paweł niewiele zjadł strawy przyprawionej trucizną; widział, słyszał jak Frankę zabrała policya. Odprawiwszy otaczające kobiety, wszystkie siły zebrał, ażeby wstać, zabrać pieniądze, popłynąć do miasteczka i Frankę wy-