Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 021.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dopiero w roku 1860, a po 18-tym życia, dusza ta, dotychczas senna, rozbudziła się do pojmowania szerszych interesów nad indywidualną przyjemność i do działania. Jednym z ważnych bodźców tego ocknienia był niezawodnie wpływ pewnej liczby ludzi oświeconych, a nawet wykształconych, jacy się w ówczesnem kole znajomych Elizy znajdowali. Takimi byli np. ów siwowłosy swat Glindzicz; rozumny i dużo czytający Jan Żuk, Rusiecki, marszałek szlachty i ojciec czterech synów, którzy wtedy z uniwersytetów popowracali, i inni, mniej blizcy, ale umiejący rozmowami swemi i całym nastrojem, w domach ich panującym, wywrzeć wpływ dodatni na umysł młody i wrażliwy. W gronie tych panów, ich żon, córek i synów rozprawiano często o literaturze krajowej i obcej, o sprawach publicznych, a mianowicie o zakończonéj niedawno kampanii francusko-włoskiej, o przewidywanem już wówczas usamowolnieniu włościan. Kalikst Orzeszko i Jan Żuk, pierwszy w Petersburgu, drugi w Grodnie — byli członkami komitetu z rozporządzenia rządu nad sprawą włościańską obradującego i po powrocie z tych miast zdawali współobywatelom szerokie relacye z czynności swoich. Eliza przysłuchiwała się tym rozmowom z nadzwyczajnem zajęciem, tem bardziej, że całe grono znajomej młodzieży, wśród którego odznaczał się Florenty Orzeszko, brat młodszy Piotra, entuzyastycznie względem włościan było usposobienie. Do tej grupy entuzyastów bezwarunkowych przyłączyła się Eliza odrazu i zaczęła z tymi, którzy mieli w tej sprawie entuzyazm warunkowy, toczyć dysputy zapalczywe, a przy zdarzonej sposobności i czynną rękę do podniesienia stanu włościańskiego przykładać, zaprowadzając np. wspólnie z Florentym Orzeszką szkółkę wiejską we dworze ludwinowskim. Musiała z tego powodu staczać walki z najbliższymi, którzy się jej poglądom i zamiarom sprzeciwiali. Stąd dowodzenia i przekonywania, potem gniew i płacz, a w końcu rozpacz.
Równocześnie z obudzeniem się zajęcia do spraw ogólnych powróciło Elizie jej dziecinne i pensyonarskie zamiłowanie w czytaniu i pisaniu. Mając pod ręką bibliotekę ojca, a w sąsiedztwie księgozbiór Janostwa Żuków, dopełniała brak sprowadzeniem nowości z Warszawy, prenumerowała pisma i, nie przestając udzielać się towarzystwu, zaczytywała się z tą młodzieńczą nienasyconą chciwością i niezmożną energią, dla której nie ma, zdaje się, niepodobieństwa. Czytanie owo było wprawdzie bez wyboru i systemu, ale bądź-co-bądź napełniało młodą głowę mnóstwem wiadomości, budziło nowe myśli, chęci i poglądy.
W zimowe wieczory, kiedy gości nie było, powierzała do nowego życia rozbudzona dusza myśli swe papierowi, pisząc uwagi o ludziach otaczających, tak nazwane przez siebie „strofy prozą“, w których wyrażała to, czego nikomu jeszcze nie była wypowiedziała żywem słowem. Z większych robót podjęła wtedy i wykonała dwie: streszczenie jakiejś historyi Napoleona i tłumaczenie kilku utworów Byrona z przekładu francuskiego. Naturalnie, pisała to wszystko bez najmniejszej myśli o druku, jedynie dla wykształcenia własnego, do którego brała się z prawdziwą namiętnością. Powsta-