Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Drobiazgi 057.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

otoczyła mu głowę. Tak ze stopami zanurzonemi w ognistéj kąpieli i z ognistą koroną u szczytu stał długo niewzruszony, opierający się pożerczemu wrogowi, i tylko zwolna, zcicha, trząsł szerokiemi gałęziami. Cóż to? Czy to złudzenie jakieś omamia oczy widzów, zmęczone, i w obraz téj walki z wytężeniem patrzące? Zakołysał się stary jawor, zakołysał się od pnia aż do szczytu, zlekka wprawdzie, tylko trochę... Minut kilka i znowu wyniosła jego postać pochyliła się już silniéj, widoczniéj, raz w jednę to znowu w inną stronę. I odtąd jeszcze upłynęły długie minuty i kwadranse. Nagle kilka głosów donośnych i nakazujących krzyknęło: „Uciekajcie ludzie!“ Tłum w popłochu skupił się u przeciwległéj strony placu. Jawor stał jeszcze i płonął cicho u stóp i u szczytu; tylko środkowe jego gałęzie zcicha, poważnie, smutno zaszumiały. Potém wysoka postać jego chylić się zaczęła zwolna, zwolna, jakby w przedchwili zgonu zdjęta głęboką zadumą. Sztywny, ciężki, z pniem niezupełnie może ognistemi nożami przerzniętym, chylił się tak długo, powoli, a z płomienistéj jego korony spływał ku ziemi gruby warkocz iskier. Nagle rozległ się wielki łoskot. Tam, gdzie przed wieki stał pradziad miasta, nie było już nic. Na rozpalonych kamieniach rozciągnięte wielkie jego ciało, wnet ciemne dymy owinęły w kłębiący się,