Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Drobiazgi 056.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rokiém czole stoi cicha, niema, czekająca chwili zlitowania. Wichry, które wprzódy wściekle szalały, ułożyły się do snu na gorącéj pościeli zgliszczów; stary jawor stoi więc także nieruchomy i cichy, zdający się rozmyślać nad jutrem téj nowéj burzy.
Wtém, od płonącéj w pobliżu budowy, oderwał się złoty wężyk maleńki i po deskach chodnika pomknął sobie żwawo, lekko, nakształt błyszczącéj zabawki, rzuconéj ręką dziecka. U brzegu chodnika wyprostował się, pochylił się cały naprzód, i zwinny, powiewny, złotym, cienkim pierścieniem objął pień jaworu. Błysnął i przygasł; błysnął znowu, wzdął się i wypuścił z siebie mnóstwo płomiennych języków, które szybko i cicho, w błyskawicznych podskokach i zwrotach, poczęły lizać i kąsać powierzchnią drzewa. Mnożą się one, ogromieją, w powietrzu rozpościerają się jak chorągwie, pną się i skaczą coraz wyżéj, coraz głębiéj żądła swe w ciało starca zapuszczają. Gałęzi jednak dosięgnąć jeszcze nie mogą; z pniem potężnym, lecz może już w swém wnętrzu noszącym spróchniałość starości, toczą walkę zaciętą i śpieszną. Walka trudna, lecz w pomoc jéj przybywa żużel jakiś, płomyk, może tylko iskra, która niewiedziéć zkąd na czoło starca spadła. Tu, w mgnieniu oka zagorzały gęste jego włosy. Ogromna korona z płomieni