Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Drobiazgi 026.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na dziedziniec wpadł chłopak rozczochrany, spłakany, krzyczący.
— Ratujcie ludzie! tu tylu jest ludzi! Pali się u Mikołajowéj, wszystko spali się... Stara z dziewczyną nic nie udźwignie...
Czerniawski stanął jak wryty i ręce załamał.
— Oj, biednaż kobieta, biedna!
Biedną była istotnie ta wzywająca ratunku Mikołajowa: wdowa po kucharzu, restauratorka na małą skalę; całe jéj bogactwo — rądle kotły i wory z zapasami surowéj żywności, same rzeczy ciężkie. Namyślał się kilka sekund.
— Héj chłopcy, sześciu za mną do Mikołajowéj! Czterech niech tu zostanie, tu już potrzeba mniejsza... rybacy przyszli!
Istotnie, przyszli do mnie także rybacy, szewcy i dorożkarze lub ich synowie. Czerniawski z częścią swoich tam pobiegł, gdzie jeszcze nie było nikogo.
Przez cały ten dzień piekielny, w kłębach dymu, upale ognia i chmurach kurzawy, widywałam go często tu i tam noszącego ogromne ciężary, wdzierającego się na płonące już strychy, odganiającego złodziei od stosów rozrzuconych i połamanych rupieci, a w powietrzu huczącém szalonemi rozpędami wichru, ludzkiemi wrzaskami, wojskowem[1] sygnałami i kościelnemi dzwony, do ucha mego

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – wojskowemi.