Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Drobiazgi 024.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gich, ten tylko powié, kto smutne swe serce orzeźwiał kiedy w pracy umysłu, kto umié kochać to, czego na cielesne swe oczy nie widzi i tych, których nie zna, a przecież tak z blizka, tak serdecznie zna... Najlepszy z przyjaciół moich przywiódł mi kilku silnych i uczciwych chłopów; brali i wynosili z domu, co mogli, ale przedmioty najcięższe... nadewszystko książki, biurka moje... Powiodłam po nich okiem. Żegnajcie, żegnajcie! po was, zarówno jak i po tych ścianach, śród których tyle, tyle przeżyłam: za pół godziny pozostanie garść popiołu.
Wtém drzwi szklane, które co chwila roztwierane na oścież i przez szalony wicher zamykane z trzaskiem i przeraźliwym dźwiękiem rozbijanych szyb, rozwarły się znowu, przed wchodzącą gromadą ludzi. Było ich dziesięciu, wysokich, silnych, z podniesionemi głowami i ramionami, już wyciągającemi się do pracy; na czele ich szedł człowiek barczysty, z twarzą śmiałą i energiczną, z kruczą, gęstą, a na pół już osiwiałą czupryną, z płomieniem zapału w oczach.
— Kto panowie jesteście?
— Murarze z Podola.
— Kto was tu przyprowadził?
— Jan Czerniawski.
Jakże się zmienił! I po nim snadź życie to nie spływało, jak po kamieniu woda. Osiwiał, plecy miał od dźwiganych cegieł przygarbione nieco, na