Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 162.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powiedziawszy to, zaczął towarzyszom rękę na pożegnanie podawać.
— Przykro mi, że nie skończymy dziś naszych debatów, ale przypomniałem sobie interes ważny. Proszę panów do siebie, na jutro, o zwykłej porze moich przyjęć.
Uchylił kapelusza, odszedł. Wsiadając do karety, rzucił woźnicy słowa:
— Na dworzec! Śpieszyć!
Przed dworcem stał już szereg wagonów, z buchającą kłębami dymu lokomotywą. Tłum ludzi wypływał na peron, usłany śniegiem i dążył ku wagonom. Darwid wyszedł także, szukając oczyma młodej twarzy, która bezsenne noce napełniała mu niepokojem. Zrazu dostrzedz jej nie mógł, ale po chwili znaczną część tłumu pochłonęły wagony, a spora garść ludzi, którzy znajdowali się tu w biernej roli widzów, skupiła się w gromadę, zwracającą spojrzenia na jeden punkt peronu. Rozkwitał tam w ręku kilku osób ogród pięknych kwiatów i tuż przy nim dwoje ludzi prowadziło z sobą po włosku rozmowę niezmiernie ożywioną. Artystka była Włoszką, piękną brunetką, z oczyma gorejącemi, jak czarne gwiazdy. Rozmawiał z nią chłopak, młodszy od niej, bardzo młody, ładny i wytwornie ubrany blondyn. O kilka kroków od tej