Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pinczer za swą panią, w ślad ich biedz nie może, towarzyszkami jego są tylko ciemność i cisza.
Ciemność panowała w saloniku, cisza grobowa w całem mieszkaniu. Przerwało ją klapanie kaloszów po podłodze i we drzwiach kuchni stanęła Klemensowa. Na czole wysokiem, nad siwemi brwiami, świeciły szklane oczy okularów, a lewa ręka powleczona była męską skarpetką, której cerowanie przed chwilą rozpoczęła. We drzwiach stojąc, patrzała na zgarbionego, zestarzałego, w ponurem milczeniu pogrążonego człowieka i trzęsła głową.
Potem, najciszej, jak tylko mogła, zbliżyła się do szezlonga, na taborecie blizko stojącym usiadła i szepnęła.
— No, cóż tak milczysz i zgryzotę sam żujesz? Porozmawiaj ze mną, lżej ci będzie...
Gdy patrząc na nią, milczał, jeszcze cichszym szeptem zapytała:
— Cóż ona? kochała cię bardzo? naprawdę? Jak to się stało, że powróciliście do siebie?
Po kilku minutach wahania, czy namysłu, Kranicki, z łokciami opartymi o brzeg szezlonga i czołem w dłoniach, zaczął mówić:
— Matce wszystko powiedzieć mogę, bo do