Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 140.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jące!...» Awantura arabska! Daj Boże, abyś gorszych irytacyi nie miał, niż ta, że kalosze po podłodze klapią!
A w kuchence, z wypróżnioną szklanką ku samowarowi idąc, mruczała jeszcze:
— Miałbyś ty szczyptę herbaty w domu, gdybym ja w nowych wiecznie trzewikach chodziła!
Zmrok zapadł. Kranicki palił teraz papierosy jeden po drugim, tak zamyślony, że drgnął cały, gdy Klemensowa wniosła lampę z mlecznym kloszem, która napełniła pokój światłem białem i łagodnem. Kranicki wpatrzył się w oblaną tem światłem głowę starej kobiety i pierwszy raz od kilku godzin przemówił:
— Chodź, matko, tu! bliżej!
A gdy podeszła, schwycił w obie ręce jej grubą pięść i silnie nią wstrząsnął.
— Co jabym począł? co teraz stałoby się ze mną, gdyby tu ciebie nie było? Ani jednej duszy, ani żywej duszy, swojej! Seul, seul, comme au désert!
Przypływ czułości zerwał tamę. Polały się zwierzenia. Po raz ostatni w życiu kochał, le dernier amour i wszystko się skończyło. Zabroniła mu widywać siebie. Oddawna już dojrzewało w niej to postanowienie. Wyrzuty sumienia,