Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 128.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

saloniku na otwartym stole karcianym, leżał rozpostarty szlafrok męski, z pięknej niegdyś materyi tureckiej, teraz spłowiały i z podartą podszewką. Naprawianie i łatanie tej podszewki przerwał Klemensowej powrót do domu Kranickiego; teraz znowu przy stole usiadła i w wielkich okularach z drucianą oprawą, z mosiężnym naparstkiem na grubym palcu, zaczęła przyglądać się dziurze, przez którą ciekawie wyglądała na świat wata. Pomimo jednak skupienia uwagi nad robotą, szeptała, a raczej cicho i monotonnie mruczała:
— Drzwi pilnować, aby kto nie wszedł! Jakby tu kto kiedykolwiek wchodził? Przychodzili dawniej kamraty i protektory różne; przychodzili czasem, potem już rzadko kiedy, a teraz, może już ze dwa lata będzie, jak i pies tu nie zajrzał. Natrętów znieśćby nie mógł! A jakże! pełno ich tu zaraz nalezie, książąt, grafów, bogaczów różnych! A jakże! Póki był nowy i świecił, to bawili się nim, jak błyszczącym guzikiem, a gdy opatrzył się i wytarł, w kąt rzucili. Krewni, przyjaciele, kamraty! Awantura arabska! Oj, świat!
Pomilczała chwilę, przyłożyła do dziury kawał starannie dopasowanej materyi, podniosła