Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 119.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przechadzkę, ale to, co powiedziałaś, Iro, jest nieprawdą. To nie malowane garnki. Mama zmartwiona i chora, tateczko już od tygodnia wyjeżdża do miasta na obiad i wcale tu nie przychodzi, nawet ten... pan, wychodząc, dziś w przedpokoju płakał... Wypadkiem zobaczyłam... chciał do mnie coś mówić, ale uciekłam...
Irena wzruszyła ramionami.
— Poetką chyba będziesz, tak wszystko przesadzasz. Mama nie jest zmartwioną, tylko ma migrenę. Ojciec nie jada z nami obiadów, bo otrzymuje mnóstwo zaprosin, a pan Kranicki pewnie nos ucierał, co ty w swojej poetycznej wyobraźni za płacz wzięłaś. Mężczyźni nie płaczą nigdy i rozsądne dziewczynki, zamiast napełniać sobie głowę malowanymi garnkami, idą na przechadzkę, dopóki pogoda piękna trwa i słońce świeci... Lekarz każe ci przechadzać się codzień, ale nie wieczorem, tylko o tej porze.
— Idę już, idę! Tak mię napędzasz!
Postąpiła kilka kroków i jeszcze zwróciła się do siostry:
— Tateczko gniewa się na Marysia... już ja to dobrze zauważyłam... Wszystko u nas jakoś tak... dziwnie!
Wyszła, a Irena splotła ręce i na kilka se-