Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 109.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

panno Ireno... Tyle lat! tyle lat!... Ja was wszystkich tak serdecznie, tak mocno kochałem! Nazywają mnie niektórzy starym romantykiem. Takim jestem. Cierpię. Je souffre horriblement... Życzę pani wszelkiego szczęścia. Może się już nigdy nie zobaczymy. Może wyjadę na wieś. Żegnam panią. Tyle lat! tyle lat! Oh, Dieu!
Z zaczerwienionemi powiekami i więcej, niż przedtem, przygarbiony, odszedł, a na twarz Ireny wytrysnął niepokój ogromny.
— Więc tak! Więc tak! — zaszeptała i jak ptak zerwawszy się z miejsca, jak ptak szybko i cicho salon przebiegła. Niewidzialne skrzydła niosły ją ku zamkniętym drzwiom pokoju matki. Ale gdy wchodziła do tego pokoju, ruchy jej miały już zwykły spokój i dystynkcyę, tylko oczy z niespokojną troskliwością ogarnęły postać kobiecą, leżącą na głębokim fotelu, z twarzą ukrytą w dłoniach. Malwina płakała cicho, głęboko; łkania jej nie wydawały żadnego dźwięku, tylko rytmicznie wstrząsały plecami, których pochylenie miało taki wyraz, jakby ciężar niewidzialny gniótł je ku ziemi i wtłoczyć miał aż pod ziemię.
Irena cicho przebiegała pokój i z sąsiedniej sypialni przyniosła flakon, z którego trochę płynu na dłoń wylawszy, delikatnymi ruchami