Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wzrokiem pełym iskier. Ale Irena, pogrążona w czytaniu, znajdowała się już o kilkanaście kroków. Kara też po kilku sekundach zniknęła za drzwiami pokojów swoich i Miss Mary.
Rysy Ireny, nieco zbyt suche i wydłużone, były wciąż nieruchome, a bladość cery wzmagała na nich wyraz chłodu. Tylko, im więcej czasu upływało, tem większe zmęczenie kładło się na jej spuszczonych powiekach. Ilekroć mijała jedno z okien salonu, szpilka przebijająca u wierzchu głowy węzeł włosów, rzucała w świetle słońca krótkie, ostre błyski.
Nakoniec otworzyły się drzwi gabinetu Malwiny i wyszedł z nich Kranicki, zupełnie inny, niż był, gdy tu przybywał. Plecy miał przygarbione, głowę spuszczoną, czerwone plamy na policzkach i mocno pomarszczonem czole. Wyglądał tak, jakby przed chwilą płakał. Wąsy nawet żałośnie zwisały mu nad starannie ogoloną brodą. Irena stanęła i z książką w opuszczonych rękach na zbliżającego się patrzała. On też kroku przyspieszył i rękę jej pochwyciwszy, spiesznie cicho mówić zaczął:
— Jestem najnieszczęśliwszy z ludzi! Nie wart byłem tak wielkiego dobra, jak... jak... przyjaźń matki pani, więc je tracę. Je suis fini, complètement et cruellement fini! Żegnam panią,