Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 086.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łysiną i z kapeluszem w ręku, krokiem sprężystym, pewnym siebie, wszedł do salonu. Tylko dwie czerwone plamy mąciły nad brwiami białość czoła lekko pomarszczonego i źrenice piwne, zwykle błyszczące lub przymilone, okryte były mgłą.
We drzwiach przeciwległych tym, przez które wchodził Kranicki, pod czerwoną draperyą firanki, z otwartą książką w ręku stała Irena. Kranicki szedł ku niej z tem charakterystycznem, lekkiem kołysaniem się postaci, z którem eleganci zwykli są zbliżać się do kobiet i elastycznie pochyliwszy się, rękę jej pocałował.
— Czy można? — zapytał, przymilonem spojrzeniem drzwi dalszych pokojów wskazując.
— Proszę, niech pan wejdzie. Mama jest w swoim gabinecie.
Ukłon i dźwięk głosu Ireny zawierały w sobie tyle tylko uprzejmości, ile jej najkonieczniej wymagała przyzwoitość, ale Irena była taką zawsze i dla wszystkich. Chłód bił od niej i tak obojętne, że czasem aż wzgardliwe lekceważenie ludzi i rzeczy. Jednak, gdy Kranicki z kapeluszem w ręku przebywał dwa salony, wiodła za nim wzrokiem, w którym obok niepokoju, malowało się uczucie życzliwe, a więcej