Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 076.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak, że musiała rękę oprzeć o brzeg stolika. Wydawała się bardzo zmęczoną.
— Idź spać. Dobranoc! — rzekła, przechodząc obok córki.
Irena patrzała na chwiejny krok jej i żywo postąpiła za nią kilka kroków.
— Mamo! — zawołała.
— A co, Iro?
Chwilę stała przed matką, z ustami drgającemi jakiemiś powstrzymywanemi słowy, aż pochyliła się, krótko pocałowała rękę matki i w sposób zwykły, codzienny, rzekła:
— Dobranoc.
Potem stała jeszcze chwilę przed otwartą szafką, słuchając szelestu, który w sąsiednim pokoju sprawiało układanie się matki do snu, a gdy umilkł, zamknęła szafkę i cicho wsunęła się w stojącą za drzwiami ciemność.
W tej samej chwili, głośno wśród ciszy zahuczał turkot karety, wjeżdżającej w bramę. Stłumiony ruch powstał w przedpokoju, z którego jeden lokaj wybiegł na słabo oświetlone schody, a drugi rzucił się do gabinetu i sypialni pana domu, aby spiesznie rozniecać w nich światła lamp. Darwid szybko i sprężyście wbiegł na schody, na ręce lokaja zrzucił futro kosztowne i oryginalne, bo z dalekiej Północy przy-