Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 165.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znajdowali się na jednym końcu świata, a on na drugim. Cienie, których imiona znał, ale którym do niego nie było nic, ani jemu do nich. Mogli istnieć, mogli nie istnieć, jemu to było wszystko jedno. Po co tu przyszli? Po co są? Mniejsza o to, wie tylko, że nie są dla niego, tak jak on nie jest dla nich. Uderzyło weń uczucie rozległej pustki, oddzielającej go od ludzi. Było to coś nakształt przestrzeni okiem nieścignionej, z dwiema krawędziami, z których na jednej znajdował się on, a na drugiej oni. On osobno, oni osobno.
Śpiew chóralny wzbierał w potęgę, grzmiał, lub opadając pozwalał głosom solowym rozlewać po przestrzeni nuty dźwięczne i przeczyste. Niewidzialne ruchy powietrza lekkiemi drgnieniami przebiegały po krepach i niezmierną liczbę świateł wprawiały w migotanie chwiejących się płomyków. Darwid nie wsłuchiwał się w muzykę; nie miał nigdy czasu stać się jej znawcą i miłośnikiem, jednak czuł, że tony jej wlewają się mu do wnętrza i poruszając jego tajemne warstwy, wprawiają je w ruchy dotąd nieznane. Patrzał na twarz Kary, wynurzającą się z białych kwiatów i myślał, raczej czuł, że gdy tamci zdawali się oddzieleni od niego przestrzenią bezgraniczną, ona była mu bardzo