Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 129.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu coś przypominała, jakiś świetny lub szczęśliwy moment, czy fragment przeszłości. W tę wchodził niegdyś, dążąc do jednej z mniejszych czy większych »gwiazd swego życia«, z tamtej wyjeżdżał, wioząc do Włoch chorego hr. Alfreda; przez tę śpieszył codziennie na usługi ks. Zenona; tamta nasuwała mu wspomnienie pewnego balu tak świetnego, że prawie bajecznego. Teraz, wszystkie te bramy i wszystkie te domy były dla niego jak sala balowa, którą opuścili biesiadnicy, w której pogasły światła, i po której, nocną latarenką sobie przyświecając, przechadza się i rozpamiętywa, gdzie jaśniały obnażone ramiona pięknej kobiety, a gdzie śmiały się twarze wesołych towarzyszów, gdzie pachnęły kwiaty, a gdzie pieczone bażanty...
Nakoniec, dużo po południu, Klemensowa usłyszała w przedpokoju dzwonek, i klapiąc po podłodze starymi kaloszami, pobiegła drzwi otworzyć. Miała na szerokich plecach chustkę kraciastą, w ręku igłę z grubą nicią, a nad piwnemi oczyma drugą parę szklanych oczu, od okularów podniesionych na pomarszczone czoło.
— Uhm! — zaczęła odrazu — myślałam, że już na cały dzień w jakiej miłej kompanii ugrzązłeś, aż tu, awantura arabska! jeszcze przed