Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 106.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odwracała się coraz więcej, i oddech stawał się cięższym, chrypliwszym.
Ilekroć tu przyszedł i mówił do niej, zapytanie: »Może czego chcesz? powiedz, czego chcesz?« — wracało mu na usta. Myślał, że młoda dziewczyna, chociaż chora, musi mieć w pamięci jakieś żądania, marzenia, których spełnienie mogłoby ulgę sprawić, pocieszyć. On był mocen spełnić wszystkie, choćby najszaleńsze, i nie posiadał tylko możności wywołania z ust jej choćby najkrótszego słowa.
Kilka dni upłynęło. Przed domem karety lekarzy wciąż zajeżdżały i odjeżdżały, spotykając się po drodze z mnóstwem innych powozów, z których mnóstwo ludzi wysiadało i wchodziło do gabinetu pana domu, lub tylko do sieni, dla zapisania imion swych w księdze, podawanej przez szwajcara. Darwid przyjmował gości, dziękował, rozmawiał, wyjeżdżał do miasta, powracał, z sekretarzem swym załatwiał interesy najpilniejsze. Raz wracając, wstępował na schody z dwoma ludźmi, którzy mówili językiem obcym. Rozpromieniony był, mowny, tryumfujący. Były to posiłki, przybywające z za granicy na pomoc siłom miejscowym, które do narady z niemi stanęły w pełnym składzie. Znowu chmura czarnych ubrań z błękitnego