Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 055.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rem gdzieniegdzie migotały złote połyski i majaczyły na obrazach zarysy twarzy i pejzażów. Dalej, z cienistych kątów drugiego salonu dobywały się niepełne kształty waz wysmukłych i pękatych, urywki białych girland na ścianach, delikatne mgiełki spłowiałych kolorów na gobelinach. Dalej jeszcze w małym saloniku, gorejącym od rzęsistego światła, w kandelabrach paliły się snopy świec i zwisały wieńce kryształów błyszczących, jak sople lodowe, lub ogromne, zastygłe łzy. Najdalej, w sali jadalnej z ciemnemi ścianami, jak punkt świetlisty, jaśniała wielka, bronzami nad stołem ociekająca lampa. Ten punkt, z miejsca, na którem stała Kara, wydawał się bardzo daleki, a na całej przestrzeni, która ją z nim rozdzielała, nie było żadnego głosu, ani szmeru — nic żywego. Raz tylko czarno ubrany lokaj przeszedł na palcach salę jadalną, przesunął się w pełnem świetle płonących snopów świec i za jakiemiś drzwiami zniknął. Potem znowu żadnego głosu, stąpania, szmeru — nic żywego. Nagle w jednym z salonów zegar zaczął wybijać godzinę dziewiątą. Trochę basowe, mataliczne jego brzmienie rozlegało się donośnie w ciszy, kładnącej się na pustce. Raz, dwa, trzy... Przy czwartem uderzeniu dał się słyszeć z od-