Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 048.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Irena ostygła znowu. Myśl trzeźwa i wola silna zajaśniały w jej oczach. Pochylona nad matką, prawie opiekuńczym ruchem dłoń delikatną na ramieniu jej składając mówić zaczęła:
— Moja mamo, proszę nie rozpaczać, a nadewszystko nie dręczyć się tem, co mama wyrzuca sobie, co poczytuje sobie za winę. Niech mama nigdy nie mówi do dzieci swoich: »Przebaczcie«! — bo my sędziami twymi być nie możemy... ja najmniej. Byłaś dla nas zawsze dobrą i miłą, jak anioł, żyliśmy z tobą, kochamy cię — ja najwięcej. Trzeba zawsze pamiętać, że się posiada przy sobie serce bardzo oddane i... rodzone, bo serce córki! I trzeba dźwignąć się, mieć wolę, coś obmyślić, ułożyć, postanowić, ratować się...
Patrząc w twarz matki, z dziwnym uśmiechem dodała:
— Może i mnie ratować, bo i ja biedna, niemądra, nie wiem sama co czynić...
Malwina podniosła głowę, wyprostowała się i zwolna powstała z klęczek.
— Tak — szepnęła — ty... ty... tak dawno, tak wiele chciałam mówić... o tobie i... nie śmiałam!
— Więc nakoniec mówmy! — zawołała Irena.