Strona:PL Edgar Allan Poe-Opowieści nadzwyczajne tom I 106.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciągając dłonie i wyważając oczy z oczodołów, w nadziei pochwycenia nikłego choćby promyka światła. Zrobiłem kilka kroków, lecz wokół była — ciemność i próżnia. Westchnąłem swobodniej. Ostatecznie przekonałem się, że los, który mi zgotowano, nie był tym — najpotworniejszym. I wówczas, gdym w dalszym ciągu posuwał się ku przodowi, tysiące niejasnych pogłosek o okropnościach Toleda stłoczyły się bezładnie w mej pamięci. Opowiadano sobie o tutejszych więzieniach rzeczy niestworzone, które zawsze uważałem za bajki, — a jednak tak niestworzone i tak straszliwe, że tylko półgłosem można je było oznajmiać.
Czy przeznaczono mi śmierć głodową w tym podziemnym przybytku cieniów, czy też czeka mię, być może, los jeszcze okrutniejszy? Znałem zbyt dobrze zwyczaje mych sędziów, abym wątpił o tem, że rozwiązaniem zagadki ma być śmierć — i nadomiar śmierć, poprzedzona męczarnią wyszukaną. Rodzaj śmierci i jej godzina — oto wszystko, co mię dręczyło i pochłaniało myśli. Moje wyciągnięte przed się dłonie trafiły po pewnym czasie na mocny opór. Był to mur, cio-