Strona:PL Edgar Allan Poe-Opowieści nadzwyczajne tom II 035.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siły i ponad zrozumienie. Dyszałem konwulsyjnie, zniżając lampę jeszcze poziomiej do jego twarzy.
Takież to były — naprawdę takie rysy twarzy Williama Wilsona? Widziałem jaknajwyraźniej, że to jego rysy, lecz dygotałem, niby w febrze, majacząc, że nie do niego należą. Cóż za powód, w tych rysach zatajony, potrafił w takim stopniu zmącić mój umysł? Przyglądałem się nadal — i doznałem zawrotu głowy pod wpływem tysiąca bezładnych wniosków. Nie ukazywał mi się w takiej postaci, o, doprawdy, nie ukazywał mi się taki w godzinach czynnych, gdy czuwał. Tożsamość nazwiska! Tożsamość rysów! Jednoczesność przybycia do szkoły! A potem — owo zjadliwe i niepojęte przedrzeźnianie mego chodu, głosu, ubrania i sposobu bycia!
Dałaż-by się, doprawdy, w zakresie codziennych prawdopodobieństw pomieścić ta okoliczność, iż to, com obecnie oglądał, było zwykłym wynikiem owego nałogu sarkastycznych małpowań? Zdjęty przerażeniem, drżący na całem ciele zgasiłem lampę, ciszkiem wybrnąłem z pokoju i raz na zawsze opuściłem zgrzybiałe