Strona:PL Dziecie elfów Polny Kwiatek 008.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odwiedza mię bogaty sąsiad. Ho, ho, to pan! Mieszkanie ma większe ode mnie, — co za salony! A chodzi w aksamitnem futrze. Gdyby się z tobą ożenił, zrobiłabyś los, moja droga. Tylko że ślepy jest, nic nie widzi. Musisz mu opowiedzieć najpiękniejszą ze swoich bajek.
Odrobinka nie troszczyła się jednakże o to, czy się podoba sąsiadowi, który był zwyczajnym kretem.
Zjawił się wkrótce w swojem aksamitnem futrze, a mysz polna przyjęła go bardzo uprzejmie. Był niezmiernie bogaty i bardzo uczony; mieszkanie miał ogromne, dwadzieścia razy większe od norki polnej myszy, i mógł mówić o wszystkiem. Nie lubił tylko słońca i kwiatów, których nie widział nigdy; złe też miał o nich zdanie.
Odrobinka śpiewała piosnkę o chrabąszczu, a potem o chłopczyku, co grał na fujarce, i kret się w niej zakochał. Nie mógł zapomnieć jej głosu i myślał, jakby to było przyjemnie mieć żonę, któraby mu tak śpiewała. Ale nic o tem wszystkiem nie powiedział, gdyż był bardzo przezorny.
Niedawno zbudował sobie właśnie nowy korytarz od swojego domu do mieszkania myszy i pozwolił obu damom spacerować po nim do woli. Ostrzegał tylko, żeby się nie przestraszyły martwego ptaka, który tam leży na środku. Musiał niedawno umrzeć, bo jest jeszcze cały, z dziobem, z piórkami, — i pochowano go w tem samem miejscu, gdzie kret przekopał swój korytarz.
Zaraz nawet zapragnął pokazać to wszystko gościnnej gospodyni i miłej śpiewaczce, wziął więc w pyszczek kawałek spróchniałego drzewa i szedł naprzód, oświecając im posępną drogę. Kiedy doszli do miejsca, gdzie leżał ptak martwy, podniósł nos w górę i odrzucił ziemię; przez otwór, który powstał tym sposobem, wpadł blady promyk słońca i oświetlił leżącą na ziemi jaskółkę. Biedactwo przytuliło do boków skrzydełka, nóżki skurczyło i schowało w piórka, główkę przechyliło gdzieś na bok, że nawet widaś jej prawie nie było, i leżało sztywne, bez życia. Widocznie mróz ją zabił.
Odrobince okropnie żal się zrobiło ptaszyny; wszystkie ptaszki lubiła bardzo zato, że w lecie tak ślicznie śpiewają. Ale kret był innego zdania.
— Teraz już śpiewać nie będzie — rzekł, trącając ją nogą pogardliwie — nędza to straszna urodzić się ptakiem. Dzięki Bogu, z moich dzieci żadne nim nie będzie. Cóż posiada takie stworzenie oprócz swego „kiwit! kiwit” bez wartości? Przyjdzie zima i z głodu umiera.
— Bardzo rozsądne słowa — potwierdziła mysz poważnie. — I cóż ptakowi z tego śpiewu i świegotu, kiedy nadejdzie zima? Marznie i głód cierpi. To nic wesołego. Odrobinka nie wyrzekła ani słowa, ale kiedy się tamci odwrócili, pochyliła się nad