Wynieśli ją z mieszkania w prostej trumnie sosnowej, tak małą i nędzną, że nie zaważyła na ramionach ludziom więcej od dziecka. W sionce chwilowo ścisk się zrobił, gdyż cała uboższa ludność domu asystowała przy smutnym obrzędzie; nie brakło nikogo. Jak gdyby dawszy sobie słowo, zebrali się wszyscy i wszyscy jednozgodnie postanowili odprowadzić zwłoki na cmentarz.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Gdy umarła, a nie miał kto zająć się pogrzebem, kobiety mające zawsze dość wolnego czasu gdy idzie o pogawędkę (mężczyźni byli przy zwykłych zatrudnieniach) obstąpiły jej łóżko i kiwając głowami radziły bez końca.
— Niech pani sięgnie do komody, może tam się znajdą pieniądze — mówiła do maglarki Michałowa, stróżka, osoba wielkiej tuszy i większego jeszcze rezonu. — O, straszna rzecz! niech się pani nie boi, toć przy świadkach. Powiemy sumiennie, jakośmy