Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Challengera. Otóż wreszcie i nasz gospodarz, z tem orlem, suchem obliczem, z niebieskiemi oczyma, zimnemi jak dwa lodowce, oczyma na dnie których tai się coś groźnego i żartobliwego zarazem.
Takimi pozostaną na zawsze w mej pamięci.
Już po kolacji, w swojem specjalnem sanktuarium, zalanem falą łagodnego światła, ozdobionem niezliczonemi trofeami — lord John zakomunikował nam wielką nowinę. Wyjął z szuflady stare pudełko od cygar i postawił przed sobą na stole.
— Być może — zaczął — iż powinienem był powiedzieć wam wcześniej to co mówię dzisiaj, ale nie byłem pewien czy nie wprowadzę was w błąd, a nie chciałem wzbudzać w was próżnych nadziei. Dzisiaj jednak gdy się ziściły mogę już przemówić. Czy pamiętacie owo gniazdo pterodaktyli wśród trzęsawiska? Otóż zabarwienie gruntu uderzyło mnie wówczas; ponieważ nie zwróciliście na nie prawdopodobnie uwagi więc powiem wam, że był to krater wulkanu o pokładach niebieskawej gliny.
Obydwaj profesorowie skinęli potakująco głowami.
— Raz tylko jeden w życiu widziałem błękitnawą glinę wśród formacji wulkanicznej, a było to w wielkiej kopalni djamentu w Kimberley. Nic więc dziwnego, że nabiłem sobie głowę djamentami i, skonstruowawszy przyrząd ochronny, na wypadek zatargu z pterodaktylami, spędziłem w ich sąsiedztwie nader miły dzionek. Oto jego plony.