Strona:PL Do swego Boga (Żeromski) 17.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   11   —

popaść. Konie należały do pewnego szlachetki z okolic Mławy. Stanowiły one znaczną część jego majątku, bo posiadał summa summarum[1] trzy szkapy, jednakże pożyczał ich Winrychowi na każde zapotrzebowanie. Ostatni przychodził zazwyczaj późno w nocy, stukał do okna domostwa, — wychodzili obydwaj z gospodarzem, wyprowadzali konie cichaczem, aby nie budzić parobka, wytaczali wóz, i jazda. Letnią porą była to rzecz wcale łatwa, owa jazda. We dnie Winrych spał w gąszczach leśnych, a konie się pasły. Teraz niepodobna było ani spać, ani popasać. Winrych liczył na to, że go ktoś zluzuje, zwłaszcza, że najuciążliwsze posterunki i przeszkody szczęśliwie wyminął. Ale nie takie to już były czasy... Jeżeli kto jeszcze na tej ziemi walczył w całem i zupełnem znaczeniu tego słowa, to on, Winrych. On jeden jeszcze chodził po broń, jeden nie upadał na duchu. Gdyby nie on, i sama partja[2] byłaby się oddawna rozleciała na cztery strony świata. Przez długi czas tych ludzi ściganych, głodnych, przeziębłych i wylęknionych wspierał swemi szyderczemi półsłowami i podniecał, jak chłostą. Teraz, gdy już wszystko runęło na łeb w bezdenną jamę trwogi, on się, jak to mówią, zawziął. W miarę tego, jak nietylko do głębi nastrojów i sumień, ale do podstaw t. z. polityki[3] rewolucyjnej wciskać się poczęła coraz bezczelniej i natarczywiej filozoficzna[4] zasada: fratres, rapiamus, capiamus, fugiamusque,[5] on czuł

  1. Wszystkiego razem;
  2. oddział powstańców;
  3. polityka = zasady i sposób rządzenia;
  4. filozoficzna (tu użyte drwiąco), dyktowana chłodnym rozsądkiem;
  5. bracia, rozdrapujmy, chwytajmy i uciekajmy.