Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pani spojrzała w lustro, szukając tam rady:
— Nic... Zostaję jak jestem...
Nie bez słuszności uważała, że żadna toaleta nie dorównywała temu negliżowi, podkreślającemu wygląd naiwnej dzieweczki, który królowi tak bardzo się w niej podobał, ale wskutek tego musiała spożyć śniadanie w swoim pokoju, nie schodząc do sali jadalnej. W domu jej bowiem panowała atmosfera poważna, i nie było miejsca na fantazję i obyczaje cygańskie Courbevoie. Poczem usiadłszy spokojnie w buduarze oczekiwała na przybycie króla. Chrystjan nie przychodził nigdy przed godziną drugą, lecz poczynając od tej chwili niepokój jął trapić tę naturę zrównoważoną, — zrazu ledwie dostrzegalny, potem gorączkowy, pełen podniecenia. O tej godzinie pojazdy były rzadkie na cichej ulicy, zalanej słońcem, gdzie z obu stron ciągnęły szeregi platanów i nowych pałaców. Przy najlżejszym turkocie kół, Sefora odsuwała firankę, a zawiedziona w swem oczekiwaniu irytowała się na ten spokój prowincjonalny, panujący za oknami.
Cóż to się stało? Czyżby miał istotnie wyjechać, nie zobaczywszy się z nią?
Szukała powodów, pretekstów, ale gdy się oczekuje, cała istota trwa w zawieszeniu, a myśli są rozpierzchłe i płynne. Hrabina czuła mękę i to omdlenie w koniuszczkach, palców, gdy nerwy naprężają się i drgają. Nieobecność króla zaczęła niepokoić ją na serjo; wysiała dwa listy do księcia i do klubu, następnie ubrała się i próbując zabić chwilę oczekiwania jęła przechadzać się po mieszkaniu.
Nie była to tradycyjna klatka, zamieszkiwana zwykle przez kokotki, ani jedna z owych ciężkich budowli, jakiemi miljarderzy-parwenjusze zapełniają nowe, zachodnie dzielnice, Paryża, lecz artystyczny