Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To ja cię zawiozę — odezwał się Ryszard. — Pojedziemy wolancikiem, to będzie prędzej.
Ponieważ dzwon dopiero co wezwał służbę na śniadanie, więc Ryszard, nie chcąc nikogo odrywać od jedzenia, sam poszedł do stajni, by zaprządz jaknajprędzej.
Gdy wyszedł, obydwie kobiety rzuciły się sobie w objęcia i serdecznie ściskały, jakby we wzajemnem porozumieniu.
— Ach, droga Elizo, jeżeli ty zdołasz uczynię o co cię prosiłam...
— Zdaje mi się, że mamy wcale niezły początek... Niech kuzynka cierpliwie czeka, mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.
— Czy znajdujesz, że bardzo się zmienił?
— Zwłaszcza pobladł, rysy ma ściąglejsze... Lecz z tem mu bardzo do twarzy. Kuzynka mi mówiła, że jest niezmiernie smutny, nie znajduję... wszak ciągle coś śpiewa...
I zaczęła naśladować akompaniament basowy Ryszarda: pum, pum, pum...
— On tak nuci, gdy o niej myśli, bo ona grywała na fortepianie i Ryszard polubił muzykę.
— Więc on bezustannie o niej myśli... Do czego to podobne... doznawszy takiej krzywdy!...
— Tak, ty tego nie rozumiesz i ja też nie rozumiem, trudne z tego powodu będziesz miała zadanie...