Ta strona została przepisana.
Rozmowa była nader ożywiona.
Antykwaryusz w wybornym był humorze.
Świeże wiejskie powietrze i zapach kwiatów, tego człowieka żyjącego w atmosferze starych papierów, upajały prawdziwie.
— Masz pan przepyszną posiadłość, kochany panie doktorze! — wykrzyknął nagle. — Czy nie raczył byś pan pokazać jej szczegółowo?...
— Najchętniej... zaraz ją zwiedzić pojedziemy — odpowiedział Jakób Lagarde.
Trzej panowie powstali i zaczęli się przechadzać po cienistej alei nad brzegiem Marny.