pełnoletności zapewnić majątek, ofiarowywał 130 franków.
Rachunek pana Gerbaut i lekarstwa bardzo prędko wyczerpały fundusik ze sprzedaży kwitów otrzymany. Na dalsze prowadzenie kuracyi i przyśpieszenie wyzdrowienia matki, potrzeba było koniecznie zapełnić całkiem już wypróżniony woreczek.
Marta miała pewną nadzieję, że nie stracą kapitału umieszczonego u bankiera w Genewie, ale nie miała obecnie nic z niego do dyspozycyi, a tymczasem potrzeby chwili bieżącej, domagały się od niej ofiary.
Weszła do złotnika mocno wzruszona, z sercem silnie bijącem, ale z postanowieniem niezachwianem.
Pani Grand-Champ bardzo często wspominała córce o majątku, jaki otrzyma po dojściu do pełnoletności, Marta zaś słuchała tych opowiadań, jakby jakiej bajki zaczarowanej. Biedne dziecko roiło sobie z tego powodu tysiące rozkosznych projektów, jeden piękniejszy od drugiego.
W tej chwili atoli jedna ją tylko myśl zajmowała, wyzdrowienie matki.