Gwiazd jest więcej niż ludzi i noc jest za gęsta,
olejna zieleń krzaków marszczy się w ogrodzie,
ku nabrzmiałej gwiazdami, wygładzonej wodzie
zwisają ciężko liście jak kawały mięsa.
Nie pytaj mnie o listy, czarnowłosa Kalli,
kalinowe masz imię, a mój czas się spala,
to tylko twoje listy są jak słodka fala,
a tylko moje słowo podnieca i pali.
To noc mi wtłacza serce w najczarniejsze gąszcza,
noce są złe, i wierz mi, noc wiosenna dusi,
wywodzi ostry księżyc, w dźwięczne szyby pruszy
kosmatem ptactwem mroku — ciem, muszek, chrabąszczy...
Noc każe ludzkim sercom wyć przeciągłe pieśni,
psom tęsknić, a słowikom żarzyć mokre krzaki,
nocą zakwita tytoń, opjumowe maki,
noc wodzi wiatr puszysty z miejsc najbardziej leśnych.
Życie dzieje się w nocy, na łysych mieliznach.
Ledwie się żyć odważam, oddychać ukradkiem.
Gdy gwiazdy drasną wodę, by lgnąć w niej jak płatki,
zaczyna dziać się moja pierwotna ojczyzna.
Nisko gaśnie miasteczko. Nigdy go nie było,
nie było tej bielizny, wiszącej na krześle,