Przejdź do zawartości

Strona:PL Courtenay-O jezyku pomocniczym miedzynarodowym 012.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Interesuje ona tylko pojedyncze indywidua w łonie rozmaitych społeczeństw, biorących udział w życiu wszechświatowem i międzynarodowem.
Otóż w społeczeństwach, między publicznością myślącą i zastanawiającą się, spotykamy, w stosunku do idei jednego języka międzynarodowego i do tego lub owego urzeczywistnienia tej idei: albo zwolenników fanatycznych, albo zwolenników spokojnych, albo ludzi obojętnych, indyferentnych, albo też nareszcie ludzi wrogo, a co najmniej odpychająco i lekceważąco usposobionych. Ci ostatni zbywają całą sprawę traktowaniem pogardliwem, ironią i kpinami. Zapominają niestety, że wielkich idei niepodobna zagłuszyć ani kpinami, ani ignorowaniem uporczywem.
Uczeni wogóle są dotychczas dosyć obojętni dla sprawy języka międzynarodowego pomocniczego. Najwięcej zwolenników tej sprawy wogóle, a głównie języka Esperanto w szczególności, rekrutuje się w świecie uczonym z pomiędzy matematyków i przyrodników, z tego prawdopodobnie powodu, że przyrodnicy posiadają najwięcej zmysłu do stosowania nauki i do syntezy naukowej. Najmniej łaskawie traktują tę sprawę chyba ci uczeni-specyaliści, którychby ona najwięcej obchodzić powinna, mianowicie lingwiści, czyli językoznawcy. Uważają oni po części wszelkie tego rodzaju próby za wkraczanie niepowołanych do wydzierżawionej przez nich świątyni językoznawczej, po części zaś patrzą na wszelką próbę stworzenia syntezy językowej jako na absurd.
Wielu uczonym i nieuczonym przeszkadza tu wrodzony im konserwatyzm i obawa nowości. Nawet do uczonych stosuje się to, co tak doskonale sformułował poeta czeski Havliček:

„Počali se všichni báti
strašlivých následkův,
neb žádný nic takového
neslyšel od předkův”.

(Zaczęli się wszyscy bać strasznych następstw, bo żaden nic takiego nie słyszał od przodków).
Mojem zdaniem, wszelkie pretensye lingwistów do nie-lingwistów, wszelkie owo lekceważenie języków sztucznych z powodu, że języki te bywają wytworem księży, lekarzy, kupców, oficerów i t. p., są bezpodstawne i poprostu śmieszne. Zwłaszcza w dziedzinie odkryć i wynalazków dzielenie ludzi na fachowców czyli specyalistów i na dyletantów nie da się usprawiedliwić ani logicznie, ani historycznie. Częstokroć człowiek, pozornie wcale nieprzygotowany, może intuicyjnie powziąć myśl twórczą i pozostawić w tyle poza sobą wielu, którzy lata całe strawili na jak najsumienniejszym zgłębianiu danego przedmiotu.