Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 187.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stanowczość wuja bardzo mi się podobała. Obawiałem się tylko, że dziwaczny jego wygląd zbudzi pewne podejrzenia w mieszkańcach wysp zaklętych. Może właśnie z tego powodu miałem noc bardzo niespokojną.
Przyśnił mi się, jak zazwyczaj, Djabeł Morski. Drwiąco patrzył na mnie swemi ślepiami i śmiał się do rozpuku.
»Czemu się śmiejesz?« - spytałem.
»Śmieję się dlatego, że mi jest wesoło, a jest mi wesoło z tej przyczyny, że wuj Tarabuk wybrał się nareszcie w podróż. Właśnie jego tylko osoby brakowało na wyspach zaklętych!«
»Nie obrażaj mego wuja! - zawołałem. - Jest on w każdym razie poetą«.
»Nie lubię go - odpowiedział Djabeł Morski - jest on za nudny i za śmieszny. Lubię za to ciebie, Sindbadzie, bo chętnie zwiedzasz kraje nieznane i masz duszę, pełną rozmaitych baśni. Pozwól, że na dowód przyjaźni uścisnę cię z całych sił!«
Zanim zdołałem cokolwiek odpowiedzieć, Djabeł Morski przedzierzgnął się w olbrzymiego węża, który jednym skokiem rzucił mi się na piersi i oplótł mą szyję swem zimnem cielskiem. Chciałem krzyknąć, lecz nie mogłem, gdyż wąż dławił mi gardło swym uściskiem. Daremnie się przez sen miotałem i jęczałem, wąż przez noc całą trzymał mię w swym uścisku. Nad ranem dopiero zniknął w chwili, gdym się zaczął budzić. Zbudziłem się - zmęczony potwornym uściskiem węża. Wuj Tarabuk stał już nade mną i potrząsał moją dłoń, aby mnie zbudzić:
»Wstawaj prędzej! - wołał. - Jedziemy! Już czas!«
Przetarłem oczy.
»Jedziemy! - powtórzył wuj. - Już od godziny budzę ciebie i dobudzić się nie mogę. Jęczysz i stękasz przez sen, jakby ci się przyśniła kara cielesna. Wstawaj! Nie mamy ani chwili czasu do stracenia. Wyobrażam sobie, z jaką niecierpliwością zaklęta królewna wyczekuje mego przyjazdu! Im prędzej z nią się spotkam, tem lepiej dla niej i dla mnie. Jedziemy natychmiast!«
Pomimo zmęczenia, żwawo wstałem z łóżka.
Trzy rumaki czekały już na podwórzu.
Wesoło wskoczyliśmy na ich grzbiety i pokłusowaliśmy w stronę Balsory. Chińczyk do swego siodła przytroczył olbrzymi kufer, po brzegi napełniony lupami. Kufer ten tamował bieg konia i z tego powodu przy-