Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

który wczas udało mi się wyrwać z twej dłoni, jest listem Djabła Morskiego, - ty zaś jesteś jednym z jego najbliższych krewniaków. Obecność tego listu na okręcie wróży klęski i nieszczęścia. Jedynym dla nas, aczkolwiek niezupełnym ratunkiem - jest jak najrychlejsze pozbycie się tego listu oraz twojej osoby, która bezprawnie wbiegła na pokład, poprzedzona z tych lub innych powodów przez samego Djabła Morskiego. Nie moją jest rzeczą wybór środków i sposobów pozbycia się ciebie i listu. Wybór ten należy do naszego kapitana, który jest obecny i który słyszał z pewnością moje powyższe sprawozdanie«.
Kapitan spojrzał na mnie zpodełba i po chwili rzekł głosem surowym:
»Czy chcesz i czy możesz odeprzeć zarzuty, któremi cię obarczył stary i wytrawny marynarz?«
»Chcę i mogę! - odparłem. - Nie jestem bowiem krewnym Djabła Morskiego, lecz ślepem narzędziem jego przebiegłych i natrętnych knowań«.
Nabrałem tchu, odchrząknąłem głośno i opowiedziałem kapitanowi wszystkie moje z Djabłem Morskim przygody, nie wyłączając ostatniej, która mię przeciw woli i wbrew zamiarom wpędziła na pokład okrętu.
»Tak! - dorzuciłem na końcu. - Przysięgam na miłość, jaką czuję dla wuja mego Tarabuka, że Djabeł Morski usidlił mię w swych sieciach i z pomocą umyślnej obelgi oraz udanej ucieczki - uprowadził mię z Bagdadu do Balsory, a z Balsory - na pokład waszego okrętu w chwili jego odjazdu«.
»Czy masz jakiekolwiek dowody na potwierdzenie prawdy tych słów?« - spytał kapitan.
»Mam!« - zawołałem radośnie.
»Słuchamy tedy« - rzekł kapitan.
»Mam wprawdzie jeden tylko dowód, ale zato niezbity!« - zawołałem znowu w uniesieniu.
»Cóż to za dowód?« - spytał stary i wytrawny marynarz, ironicznie mrużąc oczy.
Pod wpływem nadmiernych wrażeń, a szczególniej pod przemocą spojrzeń starego i wytrawnego marynarza wszystkie myśli zmąciły mi się w głowie, i ani przypuszczałem, iż dowód, który na poparcie mych wyznań przytoczę, narazi mię na to, na co mię właśnie naraził. Spojrzałem prosto w oczy kapitanowi i rzekłem: