Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 146.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nęła na widok tego, jak niewierne dziewczęta wraz ze swymi narzeczonymi zmykały konno z przed moich przerażonych oczu! Nadaremniem wołał, nadaremniem groził, nadaremniem wstydził je, przypominając dane mi wczoraj jeszcze przysięgi! Nic nie pomogło! Nic ich nie odwróciło, nie powściągnęło od zamierzonej ucieczki!
Własnemi oczyma musiałem patrzeć na to, jak znikały kolejno na zakrętach ulic, raz na zawsze pozbawiając mię moich utworów, które z pewnością wyrzucą ze swej pamięci w chwili, gdy poślubią owych urwipołciów! Tłum wziął mię zapewne za warjata i bronił mi dostępu do dziewcząt, sądząc, że zamierzam je zabić w napadzie jakiegoś szaleństwa lub obłędu. Pouciekały wszystkie! Straciłem bezpowrotnie mój kilkoletni dobytek poetycki! Zostałem oto sam - bez tysiąca dziewcząt i bez dziewięciuset dziewięćdziesięciu dziewięciu tysięcy moich arcydzieł!«
Wymówiwszy to słowo: arcydzieł, wuj Tarabuk załamał dłonie i rozpłakał się, jak dziecko. Pocieszałem go, jak mogłem i jak umiałem, ale cóż znaczyły słowa pociechy wobec tak nieodpartej a tak rozpaczliwej rzeczywistości? Wuj płakał dopóty, dopóki mu łez całkiem nie zbrakło. Wówczas sam stwierdził swój stan wewnętrzny.
»Przed chwilą - na placu, - rzekł smutnie - zbrakło mi słów, aby swą rozpacz wypowiedzieć. Obecnie zbrakło mi łez, aby swój ból wypłakać. Tedy pozostaje mi jedno - spać póty, póki się nie wyśpię i nie odzyskam sił do nowej pracy«.
Sam własnoręcznie ułożyłem wuja do snu. Zasnął snem tak kamiennym, że obudził się dopiero nazajutrz wieczorem. Sen go niezwykle pokrzepił, a nawet odmłodził. Nie zdradzał tym razem żadnych na umyśle uszkodzeń. O niedawnej klęsce napomykał chyba ten jeden nowonabyty nałóg, iż wuj bardzo często używał w rozmowie słowa tysiąc, co jednak nietylko nie robiło złego wrażenia, lecz nawet wzmacniało liczebnie poniektóre, wspomniane przez wuja, przedmioty.
»Jakże się spało?« - spytałem ockniętego.
»Do tysiąca piorunów, niezgorzej! - zawołał wuj, przecierając oczy. - Czemuż tak patrzysz na mnie, jakbyś miał tysiąc oczu we łbie? Jestem tak głodny, że chętniebym pożarł tysiąc wołów. Przy obiedzie opowiesz mi swoje przygody. Wiem zgóry, że masz nie byle co do opowiedzenia, bo tysiączny z ciebie chłop. A opowiedz mi wszystko dokładnie, boś ostatnim razem jeno tysiączne przez tysiączne opowie-