Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 052.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ściwą sobie bystrością umysłu natychmiast spostrzegł i zrozumiał moje zmartwienie.
»Nie martw się, mój drogi! - zawołał. - Powinieneś się radować, żeś powrócił cało do domu. Mam nadzieję, że zaniechasz odtąd wszelkich podróży i że już nigdy nie opuścisz miasta rodzinnego. Pomyśl, jak to będzie dobrze i pięknie i spokojnie, gdy razem ze mną będziesz mieszkał pod jednym dachem, razem ze mną będziesz chodził na spacer i razem ze mną będziesz śniadał, obiadował i wieczerzał. Czyż nie lepszy jest taki żywot domowy, niż niebezpieczeństwa podróży?«
Nic nie odpowiedziałem na to wujowi.
Odtąd wszakże pędziłem żywot spokojny w moim pałacu. Razem z wujem Tarabukiem chodziłem na spacery i razem z nim śniadałem, obiadowałem i wieczerzałem. Wuj Tarabuk odczytywał mi głośno swoje utwory, aby mię rozerwać i czas mi uprzyjemnić.
Rok cały zbiegł mi na tego rodzaju rozrywkach.
Po roku jednak życie domowe zaczęło mi ciężyć. Żądza podróży wracała ze zdwojoną mocą. Śniła mi się często Piruza i król Miraż. A jeśli nawet przyśnił mi się Hindbad i Degial, nie czułem do nich we śnie żadnej nienawiści. Znów zapragnąłem przygód niespodzianych, chociażby te przygody miały mi przynieść smutek i nieszczęście.
Pewnej nocy śnił mi się kraj nieznany i daleki. Cały mój sen napełnił się tym krajem. Zbudziłem się nazajutrz dziwnie zadumany. Dumałem rzeczywiście o nowej podróży. Postanowiłem dziś jeszcze pożegnać się z wujem Tarabukiem i opuścić miasto rodzinne.