dobrze czynić jakąś rzecz tym, których ma w swej mocy, i inni potrafią toż samo. — Są to ruchy gorączkowe, których zdrowy ustrój nie jest zdolny naśladować.
Z tego, iż istnieją chrześcijanie niezłomni, Epiktet wnioskuje, iż każdy może być taki.
Owe wielkie wysiłki, do których dusza wspina się niekiedy, to nie są rzeczy, w którychby mogła trwać; skacze w nie jedynie, nie jak na tron, na zawsze, ale jeno na chwilę[1].
Cnoty człowieka nie powinno się mierzyć jej wyskokiem, ale jej pospolitą miarą[2].
Nie podziwiam zgoła nadmiaru jakiejś cnoty, jak np. męstwa, jeżeli nie widzę równocześnie nadmiaru cnoty przeciwnej, jak u Epaminondasa, który miał nadzwyczajne męstwo i nadzwyczajną łagodność[3]. Inaczej bowiem to nie znaczy wznosić się, ale spadać. Człowiek nie pokazuje swej wielkości przez to, iż pozostaje na jednym krańcu, ale przez to, że dotyka dwóch naraz i wypełnia przestrzeń między niemi. Ale być może, jest to jedynie chybki ruch duszy od jednego do drugiego z tych krańców, i że jest ona w istocie zawsze tylko w jednym punkcie, jak rozżarzona głownia. Może, ale to przynajmniej znamionuje chybkość duszy, jeżeli nie jej rozciągłość.
Nie jest w naturze człowieka iść ciągle naprzód, ma on swoje chody i powroty.
Febra ma swoje dreszcze i swoje upały; zimno wskazuje równie dobrze nasilenie febryczne jak samo gorąco.
Wymysły ludzi z jednego wieku na drugi idą tak samo. Tak samo jest z dobrocią i złośliwością świata wogóle: Plerumque gratae principibus vices.[4]