wieniu w tym rodzaju, będą się bawili, etc. Niechże się zapytają tej właśnie religji, czy nie tłumaczy tej tajemnicy: być może, pouczy nas o tem[1].
Porządek wedle dialogu. — Co mam czynić? Wszędzie widzę jeno ciemności. Mamż wierzyć, że jestem niczem? mamż wierzyć, że jestem Bogiem?
Wszystkie rzeczy zmieniają się i następują po sobie. — Mylisz się, jest...
Zarzut ateuszów: Ależ my nie mamy żadnego światła.
Oto co widzę i co mnie przeraża. Patrzę na wsze strony i wszędy widzę jedynie ciemności. Natura nie przedstawia mi nic, coby nie było materją do wątpienia i niepokoju. Gdybym nie widział w niej nic, coby wskazywało na Bóstwo, skłoniłbym się do przeczenia; gdybym widział wszędzie oznaki Stwórcy, odpoczywałbym spokojnie w wierze. Ale, widząc za wiele aby przeczyć, a za mało aby zyskać pewność, znajduję się w stanie godnym pożałowania. Pragnąłem po sto razy, jeżeli Bóg jest fundamentem natury, aby to ujawniła w sposób niedwuznaczny; a jeżeli oznaki, które jawi w tej mierze, są mylne, aby je usunęła zupełnie: aby rzekła wszystko lub nic, iżbym wiedział na którą stronę się przechylić: podczas gdy w moim obecnym stanie, nie wiedząc czem jestem i co powinienem czynić, nie znam ani własnej istoty, ani obowiązków. Serce moje dąży całe do poznania gdzie jest prawdziwe dobro, aby iść za niem: nic nie byłoby mi zbyt drogiem dla wieczności.
Zazdroszczę tym, których widzę żyjących w wierze z taką beztroską, i tak źle używających daru, z którego, zdaje mi się, uczyniłbym tak odmienny użytek[2].