Trzeba, we wszelkiej dyspucie i rozmowie, móc powiedzieć tym, którzy się urażają: O co się gniewacie?[1]
Zacząć od współczucia z niedowiarkami: dosyć są już z natury swojej nieszczęśliwi. Trzebaby ich lżyć jedynie w razie gdyby to pomagało, ale to szkodzi.
Litować się niedowiarków, którzy szukają; czyż bowiem nie są dosyć nieszczęśliwi? — grzmieć przeciw tym, którzy z niedowiarstwa czynią sobie chlubę.
I ten ma sobie drwić z owego? kto ma sobie drwić? wszelako ów nie drwi sobie z tamtego, ale lituje się nad nim.
Wyrzucać Miltonowi, że się nie stara, ponieważ Bóg mu to będzie wyrzucał.
Quid fiet hominibus qui minima contemnunt, majora non credunt?[2]
...Niech dowiedzą się bodaj, jaka jest ta religja, którą zwalczają, zanim ją będą zwalczać. Gdyby ta religja chełpiła się, iż widzi jasno Boga, że ogląda go wręcz i bez zasłon, możnaby ją zwalczać, mówiąc, że niema nic w świecie, coby świadczyło o takiej oczywistości. Ale, skoro ona powiada, przeciwnie, że ludzie znajdują się w ciemnościach i oddaleniu od Boga, że ukrył się ich poznaniu, że nawet sam daje sobie w Piśmie to imię, Deus absconditus;[3] skoro wreszcie sili się porówni ustalić te dwie rzeczy: że Bóg