I tak nią byłem zachwycony mocno,
Że nigdy dotąd tak słodkiemi więzy
Przedmiot mnie żaden nie wiązał do siebie.[1]
Może me słowo zbyt zuchwałe zda się,
Że niżej kładę roskosz pięknych oczu,
W które patrzając, koję żądze moje.
Lecz kto uważy, że pieczęcie żywe,
Wszelkiego piękna, im wyższa jest sfera,
Tem dzielniej czynność wywierają swoją,
I że ku tamtym jeszczem się nie zwracał, —
Ten mi wybaczy, w czem oskarżam siebie,
Ażebym sobie zjednał przebaczenie,
I przyzna pewnie, żem powiedział prawdę;
Bom nie wyłączał tu rozkoszy świętej,
Która tem czystsza, im wyżej się wznosi.[2]
1. Dante i Beatricze stali w środku dwoistego kota duchów błogosławionych: głos Śgo Tomasza szedł od obwodu koła do środka; głos Beatriczy odwrotnie.
2. T. j. Dante widzieć pragnie, czy jasność, którą jesteście teraz odziani, zostanie przy was, kiedy po sądzie ostatecznym przywdziejecie znowu ciała swoje, i czy to światło razić nie będzie cielesnych oczu waszych?
3. Duchy błogosławione wychwalają Trójcę Świętą.
4. Głos to, jak niektórzy sądzą, Salomona; inni zaś myślą, że to przemawia znowu tenże sam Tomasz Śty.
- ↑ Hymm chwały dla Chrystusa Pana.
- ↑ Kto uważać zechce, że „pieczęcie żywe wszelkiego piękna,“ t. j. sfery niebieskie, tem są piękniejsze im wyższe i tem więcej zdolne są zachwycać, ten mi wybaczy, że rozkosz jakiej doznałem, słysząc śpiew cudowny w tej nowej sferze (Marsa), więcej mnie zachwyciła nawet, niż wzrok Beatriczy. — Lecz i tej nie ubliżam wcale; bo od chwili kiedym się wzniósł na sferę Marsa, jeszczem nie spojrzał w jej oczy; a wiadomo jest że i te oczy, im wyżej się wznosiemy, tem piękniej świecą i tem czystszą rozkosz w duszę leją.