Strona:PL Alighieri Boska komedja 357.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I zdało mi się, że byłem w tem miejscu,
Gdzie Ganimeda została rodzina,
Gdy do najwyższej porwany był rady.[1]
Myślałem w sobie: może po zwyczaju
Na łup tu godzi, i z miejsc innych może
Nie raczy wcale w szponach go unosić.
Potem się zdało, że orzeł po niebie
Zatoczył kręgi, spadł jak grom straszliwy,
Porwał i uniósł mnie aż w ognia sferę.
Tam, zda się, oba płonęliśmy razem,
A urojony ogień tak doskwierał,
Że w końcu sen mój musiał być przerwany.
I nie inaczej pewnie drżał Achilles,
Ze snu ocknięte wodząc w koło oczy
I nie pojmując kędy się znajduje,
Gdy od Chirona porwawszy śpiącego,
Matka w objęciach na Scyros zaniosła,
Zkąd później odejść zmusili go Grecy;[2]
Jak ja zadrzałem, kiedy z oczu moich
Sen był odleciał, i stałem tak blady,
Jako z przestrachu człek zlodowaciały.
Przy mnie sam tylko stał mój Pocieszyciel;
Słońce już wyżej dwóch godzin się wzbiło,
A twarzą byłem zwrócony do morza.
— „Nie trwóż się rzecze Pan mój i bądź ufny,
Bo w pożądanem już stoimy miejscu;
Nie tamuj tedy, lecz rozwijaj dzielność.
Oto już jesteś u Czyśca granicy:

  1. Jowisz, w postaci orła, porwał Ganimedesa z wierzchołka góry Idy i uniósł go na Olymp.
  2. Achilles, dzieckiem jeszcze, oddany był pod straż Centaura Chirona; Tetyda, matka Achillesa, wykradła go od Chirona i ukryła na wyspie Scyros; w późniejszym czasie, Ulysses i Diomedes, wykryli miejsce pobytu Achillesa i zmusili go iść na wojnę Trojańską.