Strona:PL Alighieri Boska komedja 350.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

O czytelniku! teraz wzrok ku prawdzie
Wytężaj dobrze: zasłona tak wątła,
Że łatwo za nią przedrzeć ci się będzie.[1]

Widziałem potem jak ta rzesza zacna,
Czekając niby na kogoś w milczeniu,
Patrzała w górę korna i pobladła.
I z wysokości, widzę, dwaj Anieli
Zstępują na dół, każdy dzierżąc w ręku
Miecz płomienisty, z końcem odłamanym.
Jak listki świeżo zrodzone, ich szaty
Trącone skrzydeł zielonemi pióry,
Wiejąc za nimi w powietrzu igrały.
Jeden z nich zawisł tuż prawie nad nami,
Drugi się zpuścił na brzeg przeciwległy,
Tak, że dusz rzesza między niemi stała.
Ich głowy jasne dobrze widne były,
Ale po licach próżno błądzi oko,
Jak siła zbytniem wytężeniem słaba.
— „Oba przychodzą z dzielnicy Maryi,
Rzecze Sordello — by dolinę strzegły
Od węża, który niebawem się zjawi.
A ja, nie wiedząc jaką przyjdzie drogą,
Spojrzałem w koło, i drzący ze strachu,
Do wiernych ramion Mistrza się tuliłem.
A Sordel znowu: „Między wielkie cienie
Spuśćmy się teraz i pomówmy z niemi:
Miło im bardzo będzie was oglądać.“

  1. Prawda, ukryta pod zasłoną następującego opowiadania, łatwą jest do odgadnienia: u samej bramy Czyśca, (obacz Pieśń X.), jeszcze odwieczny wróg ludzi, w znanej postaci węża, usiłuje kusić i wydrzeć im zbawienie; możeby nawet dopiął swego celu, gdyby Bóg w łasce swojej nie posłał aniołów na obronę dusz, szczerze ku niemu się garnących. Aniołowie niosą w dłoni miecze płomienne, ale z końcami odłamanemi, na znak, że nie przychodzą karać ludzi, a tylko od złego bronić.