Strona:PL Alighieri Boska komedja 323.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I w lewo skałę ujrzeliśmy wielką,
Której z nas żaden pierwej nie uważał.
Idziemy ku niej; a tam były duchy,
Które za głazem w cieniu jego stały,
Jak stawać zwykli ludzie opieszali.
Jeden z nich, który zdał mi się znużonym,
Siedział kolana obejmując własne,
I twarz spuściwszy wdół pomiędzy niemi.
— Mistrzu mój słodki, rzekłem, spójrz na tego,
Który się bardziej gnuśnym być wydaje,
Niżby lenistwo siostrzycą mu było.
Naonczas ku nam zwrócił się i spojrzał,
Oczy podnosząc na nas z pod goleni,
I rzekł: „Idź wyżej, ty, coś taki dzielny!“
Poznałem wtedy kim był; a choć jeszcze
Znużenie oddech przyspieszało nieco,
Szedłem ku niemu, a gdym się przybliżył,
On ledwie trochę w górę podniósł głowę,
I rzekł: „Czyś dobrze widział jak tu słońce
Wóz od lewego zatacza ramienia?“
Leniwe ruchy, krótkie słowa jego,
Złożyły usta moje do uśmiechu;
Potem doń rzekłem: Belacqua! już teraz
Nie żal mi ciebie; ale powiedz czemu
Siedzisz w tem miejscu? Czy na przewodnika
Czekasz? czy nałóg owładnął cię dawny?[1]
A on mi: „Bracie! pocóż iść na górę,
Gdy anioł boży, siedzący u bramy,

  1. Belacqua — współczesny Dantemu artysta na cytrze i fabrykant instrumentów muzycznych, niedbały i leniwy, jak wielu artystów.