Strona:PL Alighieri Boska komedja 191.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Takiż łagodny, jak niegdyś pod górą.[1]
Chwilę sam w sobie ważył jakieś zdanie,
A rozpatrzywszy naprzód rumowisko,
Ujął mnie potem w rozwarte ramiona.
Jak ten, co robi i rozmyśla razem,
I zawsze naprzód zda się zabezpieczać,
Tak on podnosząc mnie na jedną skałę,
Już ukazywał szczyt drugiego głazu,
Mówiąc: „Na tamtym później się uczepisz,
Lecz próbuj pierwej, czy ciebie utrzyma.“ —
Nie dla odzianych ciężkiemi kaptury
Była ta droga, kiedy my zaledwie, —
On taki lekki, ja przezeń wspierany, —
Mogliśmy z głazu na głaz się podnosić:[2]
I gdyby nie to, że z tej strony dołu
Mniej niźli z tamtej wyniosła jest ściana,
Niewiem jak Mistrz mój, ale jabym pewnie
Upadł znużony; lecz że Malebolga
Ku otworowi przepaścistej studni
Cała się chyli, więc każdego dołu
Budowa taka, że jeden brzeg jego
Więcej się wznosi, drugi zasię zniża.
Doszliśmy przecie do samego szczytu,
Zkąd się ostatnie zwaliły kamienie.
Oddech mój w płucach tak był wycieńczony
Kiedym już stanął na górze, że wcale
Nie będąc w stanie iść dalej, na wstępie
Musiałem usiąść. — A Mistrz do mnie rzecze:

  1. Kiedy się pierwszy raz ukazał Dantemu.
  2. Wirgiljusz lekki był jako duch.