Szliśmy uważni na ich smętne jęki,
Lecz lud ten, ciężkiem znużony brzemieniem,
Szedł tak powolnie, że za każdem krokiem
Mieliśmy ciągle towarzystwo nowe.
Więc ja do Mistrza: Obróć oczy w koło
I kogokolwiek chciej, idąc, wyszukać,
Coby z imienia, lub czynów był znany.
A w tem, toskańską zasłyszawszy mowę,
Jeden z tych duchów za nami zawołał: —
„Wstrzymajcie stopy, wy, którzy tak spiesznie
Przez zamroczone biegniecie powietrze;
U mnie dostaniesz może czego żądasz.“ —
Więc Wódz mój do mnie zwrócił się i rzecze:
„Zaczekaj nieco, a potem idź dalej
Krok swój miarkując wedle jego chodu.“ —
Stanąłem tedy i dwóch obaczyłem
Co wzrokiem wielki pośpiech wyrażali
Być razem ze mną; lecz ciężkie ich brzemie
I droga ciasna, chód ich opóźniały; —
Gdy przyszli ku mnie, czas jakiś z ukosa
Patrzali na mnie, nie mówiąc ni słowa,
Potem ku sobie zwracając się, rzekli:
„Ten, z ruchów gardła, żyjącym być zda się,
Jeśliż są zmarli; — jakim przywilejem
Chodzą tą ciężką, nie nakryci kapą?[1]“
A potem do mnie: „O ty Toskańczyku,
Coś między nędzne zaszedł obłudniki,
Nie pogardź nami, i powiedz kto jesteś?“
- ↑ Z ruchów gardła t. j. z oddychania, poznają potępieńcy, że Dante nie należy jeszcze do umarłych.