Strona:PL Alighieri Boska komedja 183.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Puścił się na dół, plecami zwrócony
Ku zwisłej skale, która zamykała
Sobą bok jeden następnego dołu. —
Nigdy tak bystro woda po łotokach
Nie bieży koła obracać we młynie,
Kiedy się nawet już do skrzydeł zbliża, —
Jak Mistrz mój spuścił się po tej krawędzi,
Na łonie swojem, niosąc mnie przed sobą,
Jak syna swego, nie jak towarzysza.
Zaledwie stopy jego się dotknęły
Łożyska dołu, gdy oni stanęli
Na szczycie wału, nad naszemi głowy;
Ale już teraz nie straszni nam byli,
Opatrzność bowiem, która im kazała
Przełożonymi być nad piątym dołem
Moc wyjścia z niego u wszystkich odjęła.[1]
Tam farbowanych znaleźliśmy ludzi,
Którzy szli płacząc, wolnym bardzo krokiem,
A postać mieli znękaną, znużoną,
Na głowach mieli spuszczone na oczy
Wielkie kaptury, podobnego kroju
Jakie dla mnichów w Kolonji robią;
Zewnątrz złocone, że aż oczy razą,
Wewnątrz z ołowiu, a ciężkie do tyla,
Że te kaptury, które Frydryk wkładał,
W ich porównaniu słomą by się zdały.[2]
O, jakże ciężka na wieczność ta szata! —
Razem z duchami zwróciwszy się w lewo,

  1. Wstąpili do szóstego dołu Malebolgi.
  2. Cesarz Fryderyk II. zwykł był zbrodnię stanu karać tym sposobem, że przestępcę obwijano w płaty ołowiane, i rzucano go w takiem odzieniu na ogień.