Strona:PL Adolf Abrahamowicz-Po burzy 08.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Józef. Panie wyjechały na spacer.
Kanikuła. Co? W taką burzę? krytym fiakrem?
Józef. Pan notarjusz powiózł własnym ekwipażem.
Kanikuła. Co? Z notarjuszem pojechały? Z notarjuszem? Zkąd notarjusz wziął ekwipaż? Nie, moja żona nie ma taktu!
Dyonizy. Bez pańskiej opieki.... z notarjuszem!.... W istocie to może w mieście wywołać.... i tak nie brak już pogłosek....
Kanikuła. Co? mówią już o tem?
Dyonizy. Na herbacie u poczmistrza, słyszałem jak poczmistrzowa robiła pewne, złośliwe uwagi w tym względzie... ale ja ostro sfiksowałem ją oczami, tak ostro, że zamilkła.
Kanikuła. Dziękuję panu!
Dyonizy. Jak będę pańskim zięciem, pierwszym moim obowiązkiem będzie notarjusza wyprosić z tego domu.
Kanikuła. Nie taję się, że jestem zaniepokojony! (n. s.) Ale co z nim począć? On uważa się już za zięcia!
Józef. (wpada) Panie przyjechały!
Kanikuła. (z gniewem) Dobrze! Pomówimy ze sobą!
Dyonizy. Nie unoś się pan, to gorzej!

SCENA III.
Gertruda, Zofja, Rumbaliński, Wacław. (wchodzą)

Gertruda. Ach! jakaż to okropna burza! mógł być fatalny wypadek!
Dyonizy. Co już wiecie? pewnie całe miasto mówi już o tem?
Gertruda. O czem?
Kanikuła. Że omal z konia nie spadłem.
Gertruda. Nie! o tem nie wiemy.
Kanikuła. (n. s.) Otóż macie niepotrzebnie wypaplałem. (gł.) Mniejsza o to, ale pan Rumbaliński.... (patrzy groźnie na niego)
Gertruda. Pełen poświęcenia, nie mam słów dla wyrażenia mu mojej wdzięczności.
Kanikuła. Pan Rumbaliński za często się poświęca.... ale cóż to się stało?
Rumbaliński. Złego nic.
Gertruda. Ale mogło źle się zakończyć dla nas.
Kanikuła. Cóż takiego?
Rumbaliński. Pan Wacław spłoszył konie!
Wacław. (szybko) Ale zaręczam panu Dobrodziejowi!....
Gertruda. Wyobraź sobie, chciał nam konno obok powozu, zrobić.... zawsze zapominam jak się to mówi....
Rumbaliński. Fensterparade.
Gertruda. Aha! tak jest, fensterparade...
Kanikuła. (zdziwiony bardzo) Jak to? Więc pan jako bezpłatny praktykant konceptowy trzymasz wierzchowca?
Wacław. A czyż ta posada ustawą rządową wzbrania jazdy konnej?
Kanikuła. Nie, ale.... to jakiś feralny dzisiaj dzień dla wierzchowców.
Rumbaliński. Raczej dla jeźdźców....
Wacław. Zobaczywszy, że uprząż pękła, zbliżyłem się na koniu ażeby....
Dyonizy. Uprząż zapewne kupiona na licytacji.
Rumbaliński. Mógłbyś pan być mniej dowcipnym.
Gertruda. Konie się tedy spłoszyły...